poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 17

31 lipca 2013 - Nowy Jork.

Harry's POV.

- Harry, Harryyyyyy... Ej no! Otwórz drzwi! Daj spokój stary, wpuść mnie!
Przewróciłem oczami, gdy usłyszałem co mówi Lou zza drzwi i włożyłem głowę między poduszki. Westchnąłem z ulgą kiedy w końcu dźwięk pukania ustał. Głowa mnie bolała od tego całego zwrócenia na siebie uwagi, tylko po to, żeby mu otworzyć. Nie otworzę mu i już. Potrzebuję chwili samotności.
- Amy? A co ty tutaj robisz, kochanie? - usłyszałem jego nieco zszokowany ton, a później śmiech, jakby był czymś zaskoczony.
Natychmiast się obróciłem, opierając ciało na łokciach i słuchając uważnie.
- Nie, próbowałem. Nie otwiera drzwi od pół godziny. - uciął i zapukał. - Harry, Amy też tutaj jest, wiesz?
Odrzuciłem kołdrę i wstałem z łóżka, ruszając do drzwi. Szybko poprawiłem włosy, odchrząknąłem i chwyciłem za klamkę, szalejąc na myśl, że wróciła.
- Oh, jak słodko. - Louis uszczypnął mnie w policzki i mnie wyminął.
Stałem w progu nieogarnięty. Wyjrzałem na korytarz i zdając sobie sprawę, że właśnie mnie wrobiono, warknąłem zdenerwowany i wróciłem do łóżka, zakopując się w poduszkach.
- Co się stało Harry? - zaśmiał się Lou. Nadchodzą tortury. - Ciekawa noc?
- Trochę. - mruknąłem, próbując mu uświadomić, że nie jestem w nastroju do gadania.
Ale Louis, będąc po prostu zwykłym Louisem, usiadł na przeciwko mnie i skinął głową, czekając aż kontynuuję. Westchnąłem a on uniósł brwi.
- Daj spokój, Harry! - znów się zaśmiał. - Zaliczyłeś coś?
- Louis, idź sobie. - jęknąłem i rzuciłem poduszką prosto w jego twarz. - Jestem zmęczony.
Przewróciłem oczami i znów spojrzałem na Louisa, który zmarszczył nos i wbił we mnie wzrok. Odchrząknął i położył poduszkę obok siebie, znów zwracając na mnie całą swoją uwagę.
- Zmęczony? A co się tak zmę...Oh. Noc pełna atrakcji, rozumiem. - rozszerzyłem oczy, dokładnie wiedząc, że próbuje mnie wkurzyć i tylko czeka, aż wszystko wygadam.
Pokręciłem głową w niedowierzaniu i próbowałem zignorować jego komentarze i to co właśnie powiedział. Chwyciłem telefon i przewertowałem całą listę kontaktów, udając, że do kogoś piszę.
- Kto by pomyślał, że taka słodka dziewczyna jak ona, może być tak dzika w łóżku i zabrać całą energię naszego potężnego Harrego...
- Dobra! Nic się nie wydarzyło zeszłej nocy. - usiadłem prosto na łóżku i uniosłem przed sobą ręce. - Przyszliśmy tutaj i wszystko dobrze szło, ale zadzwoniłeś i zaraz po tym zasnęła! - Lou poprawił się na kanapie, wygodnie siadając. Zdałem sobie sprawę, że trochę się uniosłem, więc wziąłem głęboki oddech i kontynuowałem. - I dzisiaj rano, kiedy się obudziliśmy... - wbiłem wzrok w podłogę. - Po prostu wyszła.
Ha, kolejne kłamstwo.
- Lubisz ją. - zaśmiał się Lou i rzucił we mnie poduszką.
- Nie.
- Ktoś tu się zakochał, z tego co widzę. - zmarszczył brwi i zacisnął usta, czekając na moją reakcję.
- Na litość boską, nie lubię jej! Wkurzają mnie te jej wszystkie zachowania. - pociągnąłem się za włosy, myśląc i położyłem się na łóżku, kładąc ręce pod głowę. - Doprowadza mnie do szaleństwa.
- Z tą będziesz miał dużo roboty, stary. - znów się zaśmiał i wstał, ruszając w stronę drzwi. - Wyjeżdżamy dzisiaj o ósmej, spakuj się. - powiedział i zostawił mnie samego.
Nareszcie. Przewróciłem się na bok i spojrzałem na widok za oknem. Zaczęło padać jeszcze bardziej niż wcześniej.
Wstałem szybko i podszedłem do okna, wyglądając w dół.
Kurwa mać.

Amy's POV.

Jedyną pozytywną stroną deszczu było to, że prawdopodobnie byłam wolna od paparazzi. Mam przynajmniej nadzieję, że nie są tak zdesperowani, żeby śledzić kogoś, kiedy pada. Prawdopodobnie nie. Ale nie może być gorzej, niż jest, więc mało mnie to obchodzi. Zerknęłam na otoczenie, patrząc na samochody i obciążenie. Trochę tłocznie.
Ruszyłam przez ulice, odizolowując się od otaczającego mnie świata i ignorując dziwne spojrzenia ludzi. Prawdopodobnie zastanawiali się, co sobie myślę tak chodząc w deszczu i moknąc. Nie, żebym się przejmowała. Miałam to w dupie.
Ciarki przeszły po całym moim ciele, więc objęłam się ramionami i kontynuowałam spacer w dół mokrych chodników, a setki małych kropelek uderzały o moje ciało. Coś jak zimny prysznic, zimny prysznic na kaca.
Zaczęłam nucić jakieś przypadkowe piosenki i szłam dalej, dopóki nie poczułam dziwnego ukucia w klatce piersiowej. Próbowałam zrobić to niezbyt podejrzliwie i w pełni ciekawości, powoli obróciłam głowę, a mój oddech natychmiast przyspieszył. Jeśli ten van zaraz sobie nie pojedzie, to się przestraszę.
Przez chwilę zastanowiłam się co zrobić i rozglądnęłam się, a deszcz zaczął padać jeszcze bardziej. Nie miałam ze sobą mojej torebki, co oznacza, że nie miałam też telefonu. Zawsze mówiłam, że nienawidzę torebek, wszystko jest super, kiedy masz rzeczy w kieszeniach. Westchnęłam i przyspieszyłam kroku, co chwilę zerkając przez ramię.
Tak bardzo, jak chciałam zachowywać się normalnie, moje serce przepełniło się strachem i pomyślałam, że najlepiej będzie jeśli zawrócę i wplątam się miedzy ludzi. Takim sposobem mogłabym zniknąć z oczu tego kogoś, kto mnie śledzi. Skorzystałam z szansy i skręciłam w lewo, szybko sprawdzając tego vana.
Może powinnam teraz odetchnąć z ulgą, ale widocznie szczęście mi dzisiaj nie dopisywało. W głowie zakręciło mi się jeszcze bardziej, kiedy popatrzyłam przed siebie.
Ślepy zaułek.
Kurwa. No i po mnie. Kolana się pode mną uginały, kiedy tysiące myśli przeszły mi przez głowę. Mogło stać się wszystko, a nikt by się nie dowiedział.
Kolejny raz żałując mojego braku odpowiedzialności z ostatniej nocy, odgarnęłam włosy z twarzy. Przez ten deszcz trochę się poplątały. Pochyliłam się i ściągnęłam szpilki, a następnie ruszyłam w stronę głównej ulicy.
Wzięłam głęboki wdech, kiedy już miałam wyjść zza rogu, zdając sobie sprawę, że nareszcie wyjdę z tej pułapki, w którą wpadłam. Ale moja radość nie trwała długo. Przeklęłam  pod nosem, kiedy van wjechał w uliczkę, blokując mi drogę.
Uderzyłam plecami o ceglaną ścianę za mną i poczułam, że mój oddech stał się chyba ze dwa razy szybszy niż był wcześniej. Spojrzałam na figurę faceta zmierzającego w moją stronę. Miał na głowie kaptur, przez co nie widziałam jego twarzy, chociaż on chyba miał w zamierzaniu schować się trochę przed padającym deszczem. Powoli przesunęłam się w lewo, robiąc duży krok i natychmiast zaczęłam uciekać, a panika i strach wypełniły mnie całą. Biegłam, biorąc szybkie i szarpane oddechy, podczas gdy deszcz zamazywał mi widok, a moja głowa zaczęła jeszcze bardziej pulsować.
Mogłabym przysiąc, że usłyszałam, jak ktoś krzyczy moje imię, ale olałam to i skupiłam się na przypominaniu sobie kilku sztuczek z treningów. Jeśli już mnie ewentualnie złapią, pokażę im kilka technik kick-boxingu, który już mi się kiedyś przydawał.
Zerknęłam przez ramię i wzięłam oddech pełen strachu. Mężczyzna mnie doganiał i był blisko mnie. Kilka sekund później poczułam szarpnięcie. Ktoś objął moją klatkę piersiową i mnie zatrzymał, trzymając mocno.
- Hej, hej, to ja! Spokojnie. - obróciłam się szybko i rozszerzyłam oczy, gdy zobaczyłam zmieszaną minę Harrego.
- Boże, cholera by cię Harry! Co ty sobie kurwa myślisz i co ty robisz? - krzyknęłam i odepchnęłam go. - Dlaczego śledzisz mnie jak jakiś dziwny psychopata?
- Nie mogłem pozwolić, żebyś wracała do domu w taką pogodę. - wzruszyłam ramionami.
Westchnęłam i czułam, że powoli się uspokajam i wychodzę z szoku, w który dopiero co wpadłam. Prawie porwana. To brzmiało przerażająco w mojej głowie, ale z jednej strony, czuję ulgę, że nie stało się to, o czym myślałam i jestem bezpieczna. Ale z drugiej strony, Harry stoi przede mną z tą miną i .. ygh.
- Chodź, podwiozę cię do domu. - machnął ręką i skinął głową.
Rzuciłam mu piorunujące spojrzenie i przeszłam kilka kroków, dopóki nie stanęłam po jego stronie.
- I tak jestem zła. - mruknęłam i zaczęliśmy iść.
Jego mina przepełniła się poczuciem winy. Zamknął oczy na sekundę i otworzył drzwi vana. Usiadłam i skinęłam głową do kierowcy, pamiętając, że to on pokazał mi drogę do toalety. Nigdy jakoś nie udało mi się zapamiętać jego imienia.
- Przepraszam. - wypuścił powietrze z ust, siadając.
Spojrzałam na niego, próbując ogarnąć za co mnie przeprasza. Za śledzenie mnie i wystraszenie mnie czy...
- Wysusz się, będzie ci zimno. - spróbował się uśmiechnąć.
Pochylił się i wyciągnął ręcznik z torby. Skinęłam głową, nie chcąc prowadzić dalej tej konwersacji.
Reszta podróży przebiegła w całkowitej ciszy. Mogłabym powiedzieć niezręcznej ciszy, ale to nawet było bardziej niż niezręczne. Ta cała wyczuwalność gęstości powietrza i słowa, które chciałabyś w końcu uwolnić ze swoich ust, ale jakoś je przełykasz i udajesz, że masz wszystko w dupie.
Kilka razy złapałam go na tym jak się na mnie gapi. Odwracał wtedy szybko wzrok w jakiś niekomfortowy sposób. Wiedziałam, że chce coś powiedzieć, bo cały czas się wiercił albo wzdychał z frustracją.
Pochyliłam się i oparłam głowę o szybę, obserwując wszystkie te kropelki spadające na szkło i robiące różne rodzaje wzorków.
Harry odchrząknął, tak, że znów skupiłam na nim swoją uwagę. Pochylił się w moją stronę, ściągając dłonie ze swoich kolan. Byłam ciekawa, co chce powiedzieć.
- Jesteśmy. - oznajmił kierowca, kiedy Harry już otwierał buzię.
Zamknął oczy i westchnął z irytacją.
- Dzięki za podwózkę. - uśmiechnęłam się sztucznie i złapałam za klamkę, w celu wyjścia z samochodu.
- Więc to tyle?
Spojrzałam w dół, wiedząc o co mu chodzi i czując się trochę źle, że nie rozmawialiśmy, ale... nie mogłam.
- Tak, Harry. Do widzenia. - powiedziałam i wysiadłam z samochodu.
Harry zamknął drzwi i odjechali. I koniec. Nie ma go. Nareszcie.
Poczułam jak uśmiech wkrada mi się na twarz, kiedy otwierałam drzwi. Powoli wzięłam oddech i weszłam do salonu, gotowa stanąć twarzą w twarz z rodzicami i zacząć im wszystko tłumaczyć. Gdzie byłam całą noc i tak dalej, ale stanęłam zbita z tropu, widząc Kelly. I moją walizkę.
- Kelly? - zdecydowałam się coś powiedzieć. - Co się stało? - zapytałam powoli, chociaż i tak wiedziałam jaka będzie odpowiedź. Rodzice posłali mi pocieszające spojrzenie, a ja skinęłam do nich głową, poddając się.
- Jesteś spakowana. Opuszczę cię teraz, żeby się przygotować, a ty masz czas na spędzenie ze swoją rodziną ostatnich godzin. - oznajmiła Kelly tym swoim biznesowym tonem, który mnie najbardziej wkurzał. - Alan i Mark cię odbiorą, a całą reszta i ja jedziemy na lotnisko.
- Mark ? - zapytałam zmieszana.
- Jeden z twoich ochroniarzy. - uśmiechnęła się Kelly i wstała.
Rzuciłam jej piorunujące spojrzenie i przesunęłam się w bok, blokując jej wyjście.
- Nie potrzebna mi ochrona. - splotłam ręce pod biustem, starając się wyglądać na tak poważną, na ile to możliwe.
- To rozkaz. Do zobaczenia później. - ostrzegła mnie i pożegnała się z moimi rodzicami, wychodząc.
Spojrzałam w dół i zmarszczyłam czoło, wymijając rodziców i chcąc iść na górę.
- Wezmę prysznic.

~ Na lotnisku ~

Zawsze jest taka osoba w twoim życiu, która gada za dużo. Nie ważny jest temat, ważna jest szansa otworzenia mordy i rozmowy z kimś. Serio, jeśli Alan się zaraz nie zamknie to wstanę i go uduszę.
Albo przynajmniej walnę.
- A co ty na to, żeby zafarbować ci włosy? - klasnął podekscytowany w ręce.
- Nie.
- Tymczasowo?
- Nie!
- Ale czerwony ci pasuje...
- Alan, powiedziałam nie! - zatrzymałam się i obróciłam twarz w jego stronę, marszcząc czoło.
- Dobra. - prychnął rozczarowany. - Ale wciąż trzymam na swoim.
- Tak, śnij dalej. - uśmiechnęłam się, a on rozglądał się za wolnymi miejscami.
Wyłapałam wzrokiem Kelly, która trzymała bilety w dłoni. Clair szła szybko zaraz za nią, starając się ją dogonić.
Zwróciłam swoją uwagę na dwóch mężczyzn stojących za mną. Jeju, wyglądają przerażająco. Nigdy nie chciałam mieć ochrony, bo nie miałam nigdy takiego powodu. Nigdy nie gwałcił mnie tłum czy coś. Moje ukrywanie się czy kamuflowanie są perfekcyjne. Ludziom trudno jest mnie rozpoznać.
- Skarbie, na szóstej, twój kochaś nadchodzi. - mruknął Alan i zakrył usta dłonią, udając, że patrzy gdzie indziej.
- Hę? - obróciłam głowę i jęknęłam, widząc wszystkich członków One Direction.
Niall mnie zauważył i uśmiechnął się, machając i żartując sobie z Liamem albo Louisem. Wciąż tego nie wiem.
Proszę, nie zauważ mnie. Proszę, nie zauważ mnie. Proszę... kurwa, za późno. Zauważył.
- Musimy pogadać. - Harry złapał mnie za przedramię i odciągnął od wszystkich. - Odsuń się. - warknął do Mark.
Podniosłam moja drugą rękę, dając Markowi znać, że wszystko w porządku.
- Harry, nie zachowuj się jak jakieś zwierzę, puść mnie. - wyrwałam rękę i przycisnęłam ją do swojej klatki piersiowej. - Czego chcesz?
Chodził w kółko, nerwowo oddychając i ciągnąc się za włosy.
- Nie możemy się rozstać bez powiedzenia sobie niczego! - zatrzymał się, obrócił w moją stronę i przybliżył się.
Stałam tam i patrzyłam na jego oczy, pełne rozczarowania i zmartwień. Jego twarz nagle była ekstremalnie blisko mojej. Umieścił swoje dłonie na ścianie, po obu stronach moich ramion.
- Więc tak teraz będzie, prawda? - patrzył na mnie z góry, prosto w moje oczy.- Kompletnie obcy dla siebie ludzie.
Chciałam coś powiedzieć, ale żadne słowa nie wyszły z moich ust. Osłupiały - idealnie słowo by mnie opisać. Niemowa. Chciałabym wiedzieć co powiedzieć, ale na prawdę nie wiedziałam, co chcę. Albo co powinnam mówić.
- Ostatnie wezwanie pasażerów lotu 372A do Londynu. Proszę o natychmiastowe przejście do bramy numer 3. Kontrole końcowe zostały zakończone, a kapitan zamknie drzwi samolotu za około pięć minut.
- Dobra. - westchnął i zrobił krok w tył. - Jeśli tego chcesz. Miło było cię poznać, Amy.
Kompletnie zmieszana, patrzyłam jak potrząsa moją ręką, odwraca się i powoli odchodzi.
- Harry! - krzyknęłam i podeszłam do niego, zaraz po tym jak zirytowany odwrócił się w moją stronę.
Prawdopodobnie byłam w stanie zrobić coś nadprzyrodzonego, bo słowa, które uformowały się w mojej buzi, nie były czymś, co powiedziałabym na trzeźwo.
- Zadzwoń do mnie, kiedy dolecisz, okej?
Twarz Harrego rozświetliła się, ukazując uśmiech i jego urocze dołeczki.
- Oczywiście, zadzwonię. - zaskoczył mnie, przytulając mnie mocno.
Nie wiem, czy odwzajemniłam uścisk, bo moje myśli były pochłonięte przez milion pytań. Pamiętam, ze Harry pocałował mnie delikatnie w policzek i odszedł do swoich kumpli.
Nawet nie wiem, co się właśnie do cholery stało.
Nawet nie wiem, co do ja do cholery właśnie zrobiłam.
Ale to było złe.

__________________________________________

Hej, jesteście tu jeszcze? :)
Skomentujcie coś, dajcie znak życia, cokolwiek. ;)
A jeśli macie jakieś pytania - zapraszam tu.

14 komentarzy:

  1. Amy i Alan to jak ja i moja koleżanka, która dużo gada a ja mam chęć ją udusić.
    ostatnia scena z Harrym - khfhdskh ♥♥♥
    jeeeej ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. popieram, scena z hazzą na końcu jest świetna !

      Usuń
  2. Cudne. Czekam na next ;*
    Twoja @Paulina___1D

    OdpowiedzUsuń
  3. oo mam nadzieje ze.oni sie niedlugo spotkaja ze soba *.* cudny rozdzial <3
    @99Dudek xxx!

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział mega ^^
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudo! Czekam na nn. Mam nadzieję, że powiedzą to sobie. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. fajny rozdział, dosyć ciekawy, kiedy następny? xo

    OdpowiedzUsuń
  7. taki sobie ten rozdział, wiem że ty nie nie piszesz tylko tłumaczysz więc i tak nie mam co tu więcej pisać.

    OdpowiedzUsuń
  8. tłumaczysz nadal to opowiadanie czy po prostu szkoła nie sprzyja tłumaczeniu?

    OdpowiedzUsuń
  9. Hsbjsbsosj tp jest niesamowita *.?

    OdpowiedzUsuń
  10. Jej, to opowiadanie jest magiczne!
    Trafiłam zupełnie przypadkiem.
    Nawet nie jestem fanką one direction.
    Ale to mnie powaliło.
    Mam nadzieję, że będziesz jeszcze tłumaczyć, bo naprawdę się wkręciłam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Super,tłumaczenie pierwsza klasa.
    Trafiłam na to przez przypadek z yt (obejrzałam zwiastun po ang.) a później szukałam tłumaczenia i bum jestem!!
    Kocham,kocham,kocham to opowiadanie (czyt. tłumaczenie ;p )
    Mam nadzieję że jeszcze będziesz tłumaczyć,bo serio mnie to wciągnęło :DD
    ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Genialne tłumaczenie !!! <3
    Czekam na next'a :)

    OdpowiedzUsuń